wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 3

Oderwaliśmy się od siebie i złapaliśmy za ręce. Przeszliśmy cały park i wróciliśmy do stadniny. Wysiadłam z pojazdu i pobiegłam do pokoju Layli. Usiadłam na jej łóżku i opowiedziałam dzisiejszy wieczór. Wypiłyśmy butelkę coli (xd) i poszłam do siebie. Ubrałam piżamę i zasnęłam. Obudziłam się bardzo wcześni, usłyszałam radosne rżenie Faraona. Przeciągnęłam się, uczesałam włosy, umyłam zęby i twarz. Wyszłam w piżamie (jest lato) i spojrzałam w stron pastwiska. Moja siostra wstała tak wcześnie żeby go wypuścić? Szacunek dla niej.
- Mary! - zawołałam i ziewnęłam.
- Cześć. - burknęła i odczepiła uwiąz od kantara wałacha, a ten pogalopował na łąkę. Zamknęła bramę i podeszła do mnie.
- Która godzina, że już wstałaś? - spojrzała w moja stronę. 
- 6:40. - weszła do dworku. Otworzyłam szeroko oczy i skierowałam się do mojego pokoju, bo byłam na boso. Ubrałam się, zrobiłam fryzurkę, a gdy spojrzałam na zegarek była 8:30. WHAT? Jak, skoro... No w sumie troch te moje włosy mi zajęły czasu, ale aż tyle? Zeszłam na dół i przeszłam do kuchni, zrobiłam sobie dwie kanapki. Stanęłam po jednej stronie blatu, a po drugiej usiadła Layla. Za nią przyszli Rayan i Luke. Uśmiechnęłam się do nich.
- A dla nas kanapek nie zrobiłaś? - przytulił mnie Ray, z uśmiechem.
- Lubicie chleb z samą sałatą? - podniosłam na niego wzrok. - Mogę się podzielić.
- Emm, nie. - odpowiedzieli chórem. Zrobili sobie jakieś tam z szynką serem i czymś jeszcze. 
- Jutro mam zawody, ktoś startuje z was? - zapytałam.
- Nie, ale możemy ci pokibicować. - odpowiedzieli. - A jaką klasę jedziesz?
- P1 i N. - wzięłam gryza kanapki.
- Serio? - zdziwili się. - Przecież ty skaczesz już 140 centymetrów.
- Ale pojedyncze przeszkody, więc to dopiero za kilka tygodni. - puściłam Layli oczko i wsadziłam talerzyk do zmywarki. - Ja idę wypuścić Dragona, a potem robię mu trening z ujeżdżenia i skoków. 
- Ej, ujeżdżenie to ja dołączę. - zgłosiła się Lay z pełną buzią. - Bo skoków nie lubię.
- Ok. - poszłam do Niuńka i puściłam go na trawkę, obok wybiegu Faraona.

~Dwie godziny później~

Ten czas spędziłam robiąc zdjęcia i patrząc jak Smoczuś się pasie. Po chwili usiadł obok mnie Rayan. Objął mnie ramieniem i razem patrzaliśmy na nasz konie, bo wypuścił na ten sam wybieg Granda. 
- Dzisiaj nie potrenujesz. - powiedział.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Musimy jechać na jakiś festyn, bierzemy Melchiora, Niwe i Gabbie.
- A o której jedziemy i wracamy? - dopytywałam.
- Jedziemy o 13, a wracamy o 16. - odpowiedział.
- To zrobię mu trening o 17. - odetchnęłam z ulgą. Wstaliśmy i poszliśmy czyścić koniki. Ja siodłałam Melchiora i "ubrałam" go w taki komplecik. Niwe siodłała Layla i wzięła na nią tylko czapraczek, bo ona ma swój "urok osobisty". Na Gabbie wzięliśmy TAKIE rzeczy. Oczywiście czarne ładne, lekkie siodełka i zielony, niebieski oraz różowy kantar (do tego czarne uwiązy). Pani Victoria wyjechała przyczepą. Koniki się tam zmieściły i pojechaliśmy. Zaledwie dwadzieścia minut i na miejscu. Na pierwszym planie była dmuchana zjeżdżalnia, ale za nią było mnóstwo innych atrakcji i całe pole było zapełnione. Na konie, miejsca nam dali bardzo dużo. Trzy kółka, ogrodzone taśmą, ja oprowadzałam Melchiora, bo jest najniegrzeczniejszy. Niestety do pomocy miałam Henry'ego. Podobałam mu się, ale ja nic do niego nie czułam. 
- Pani Victorio, ile mają płacić? - zapytałam.
- Pięć złotych dwa kółka. - uśmiechnęła się i weszła do auta. Przynosili nam ciasta, gofry, hot-dogi i różne napoje gazowane bądź niegazowane.
- Mogę na kucysia? - zapytała jakaś trzyletnia, drobna dziewczynka. 
- Oczywiście. - wręczyła mi pięć złotych, a ja wsadziłam ją na rumaka. - Trzymaj się siodełka. 
- Dobse, plose pani. - Henry musiał akurat pójść podrywać jakieś laski. Ja pierdziele, ale on denerwuje.
- A jak masz na imię? - zapytałam z uśmiechem.
- Maya. - odpowiedziała i odwzajemniła gest. Później powiedziała, że kucyk jest śliczny i że kiedyś przyjedzie mnie odwiedzić i pojeździć na konikach. Pożegnałyśmy się, a ja dalej czekałam na klientów i Henry'ego!
- Dzień dobry, chciałabym wsiąść na kucyka. - powiedziała z poważną miną jakaś siedmiolatka. - I chcę jeździć sama.
- Nie, nie mogę na to pozwolić, bo jak ci się coś stanie to ja biorę za to odpowiedzialność. - wytłumaczyłam ze spokojem.
- A to gówno. Nigdy do was nie przyjadę! - krzyknęła i uderzyła Melchiora w łebek. Ten podskoczył i chciał ja ugryźć, ale odbiegła. 
- Cii, dobry konik. - uspokoiłam go przytulając do siebie. Dałam mu świeżą, zieloną trawę i całą marchewkę. Zarżał z radości i oparł się o moją rękę. Sprytny kucyk, wyjął z mojej kieszeni jabłko i szybko zjadł.
- Melchior! - zaśmiałam się. On patrzał jakby nigdy nic i dalej czekał. Po jakimś czasie do Melchiora stała dwudziestoosobowa kolejka. Wszystkie dzieci miały od pięciu do siedmiu lat. Na samym końcu stała mama z płaczącą dwulatką. Podeszłam do nich z kucykiem, a dziewczynka od razu przestała płakać. Przytuliła go, a ten widocznie ja polubił, bo zrobił to co ze mną wcześniej, oparł się o jej rączki głową.
- Cześć, wiesz co ci powiem? - skierowałam się do dziewczynki. - Widzisz jaka jest kolejka?
- Tak. - pokiwała głową.
- No, dużo ludzi nie? - westchnęłam. - A ty nie chcesz czekać tak długo?
- Nie sce. - zrobiła smutną minkę.
- To zawrzyjmy układzik. - puściłam jej oczko. - Ale powiem ci to na ucho.
- Dobse. - przybliżyła się.
- Zrobimy z kucykiem cztery takie duże kółeczka co? - zaproponowałam. - Ale będziesz musiała poczekać.
- Tak! - zawołała szczęśliwa. Oprowadzanie minęło szybko. Akurat jak ta dwulatka wsiadła, przyszedł Henry na zmianę.
- No dobra, moja kolej. - wyrwał mi z ręki Melchiora, a ten od razu zrobił się nie spokojny.
- Ej, ostatnie dziecko ja! - oburzyłam się. Pokręcił głową i poszedł. Ja szłam obok, bo wiedziałam, że przez niego to dziecko mogło spaść. Porozmawialiśmy trochę sobie z Triksy (imię dziewczynki), ale niestety na koniec ostatniego kółka, gdy Triksy miała zsiąść, Melchior bryknął. Wpadła w panikę i zaczęła mocno płakać. Strzelał barany i stawał dęby. Gdy dziecko miało spaść złapałam ją i sama upadłam mocno plecami na ziemię. Obolała wstałam i oddałam dziewczynkę jej matce. 
- Melchiorek.. Ci.. - znów go uspokoiłam. - Po co go tak krótko trzymasz!? On jest grzeczny, ale ty nie umiesz się nim zająć!
- Jezu ogarnij się. I tak teraz moja kolej więc spadaj. - Popchnął mnie tak mocno, że znów upadłam na plecy. Syknęłam z bólu. Triksy do mnie podbiegła, a Henry'ego kopnęła w piszczel. 
- Wsystko ok? - zmartwiła się.
- Tak. - "pomogła" mi wstać i się pożegnałyśmy.
-  Dziękuję, że ją złapałaś. - przytuliła mnie jej mama i poprosiła o numer do swojej trenerki. Wskazałam palcem auto, w którym siedziała Pani Victoria. Wybiegł zaś Rayan, słysząc, że Henry mnie popchnął.
- JESZCZE RAZ JĄ DOTKNIESZ TO POŻAŁUJESZ! - warknął i uderzył go z pięści w twarz. 
- Rayan spokojnie. - przytuliłam go. - A ty Henry masz ostrzeżenie.
- Bla bla. - odparł. - Weźcie sobie swojego kucyka. - Rzucił we mnie uwiązem i dostałam w udo. Prychnęłam głośno i podeszłam do Rayan'a. Czemu mam tylko 150! CZEMU!? On ma chyba 190...
- Dzięki. - pocałowałam go w policzek.
- Ej, Jemma... - zaczął. - Zostaniesz moją dziewczyną?
- Ja myślałam, że już nią jestem. - zaśmiałam się. - Oczywiście! - czule pocałowałam go w usta.
- Super. - rzekł i teraz on pomagał mi oprowadzać. Nastała 16. Wszystko się kończyło, a my już byliśmy w stadninie. Szybko rozsiodłaliśmy kucyki i konia, a potem puściliśmy na łąki. Zdjęłam zaś Dragon'a i znów "ubrałam" go w piękny komplet, nie tak dawno kupiony. Sama wzięłam toczek i poszłam na ujeżdżalnie.Niestety, przeszkód już nie było, więc potem będę musiała iść na parkur. Wsiadłam, na początek dwa bryki, ale ze szczęścia oczywiście. Gdy tylko ruszyłam to mi się ładnie zebrał, stawał jak należy, pięknie szyję skręcał na woltach, skręcaniu itd. Po rozstępowaniu podciągnęłam popręg i popędziłam Smoczusia do kłusa. Ma niestety strasznie wybijający kłus gdy się zbierze, ale to nic. Po pięciu minutach kłusa do jazdy dołączyła Layla, a jako widownia usiedli Rayan i Luke. "Prowadzili" nam jazdę i takie tam. 
- Zróbcie pół siad w galopie. - powiedzieli.
- Ale my idziemy stępem. - zaśmiałyśmy się.
- To galopem marsz. - komenda wykonana prawidłowo, a Smoczek o wiele ładniej się zebrał od kobyłki Layli, ale one dopiero nad tym pracują. Zrobiłyśmy ten pół siad.
- Ej, tyłek wyżej. - Luke powiedział do mojej przyjaciółki.
- Gdzie się patrzysz!? - zawoła ze śmiechem i się poprawiła.
- No jak jest okazja to patrzę. - puścił jej oczko. - A zwłaszcza na twój.
- Weź idź. - pokręciła głową i skupiła się na utrzymaniu konia.
- Super. - powiedział do mnie Rayan.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się i przeszłam do kłusa. Tym razem dałam mu dłuższą wodzę, ale on i tak szedł zebrany. Westchnęłam i wysiedziałam ten kłus, a po chwili przeszliśmy do stępa. 
- Dobra ty tu ze swoim instruktorem zostań, ja idę na parkur. - powiedziałam. - Rayan, idziesz ze mną?
- No pewnie, a co bez instruktora pójdziesz? - zaśmiał się otwierając bramę. Po chwili byliśmy na parkurze, ale zsiadłam.
- Co się dzieje? - zapytał zmartwiony. 
- Oklep! - zawołałam z uśmiechem i zdjęłam siodło. Wsiadłam z małą pomocą mojego chłopaka.
- Ile ty ważysz? - zapytał zdziwiony. - Dwadzieścia kilogramów?
- No nie... - zarumieniłam się. Ale on ma wygodny grzbiet! - krzyczałam w myślach. Po przeskoczonym parkurze 120 - 130 Rayan podwyższył do 140.
- Jak ja mam to przeskoczyć? - skierowałam wzrok na jedną z przeszkód.
- Ty nie musisz, ale Dragon tak. - puścił mi oczko. Wzruszyłam ramionami i zagalopowałam. Najechałam na pierwszą przeszkodę, bez strącenia. Druga też i parkur 150 przejechałam na czysto. 
- BRAWO! - skakał z radości Rayan. - to co 150?
- Nie, na dzisiaj koniec. - odmówiłam i puściłam wodze luźno. - Jutro o 14 mam zawody i nie chcę go zamęczyć.
- Mam pomysł! Podjedź pod schodki. - sam na nie stanął. Wsiadł za mnie, ja się trochę przesunęłam do przodu.
- Wiem, wiedzieliśmy taką scenie w jednym filmie. - zrobiłam pół młynku i obróciłam się do chłopaka. 
- Ta, ale było na odwrót. - jakoś się zamieniliśmy miejscami. Przytuliłam go mocno i po dwudziestu minutach tej chwili zeszliśmy. On to zrobił pierwszy i pomógł mi. Ucałowałam go w usta i wzięłam siodło. To znaczy, chciałam ale Ray był pierwszy. 

~Godzinę później~

Przebrałam się w letnie ciuchy i gdy wszystko było zrobione, poszłam z moim chłopakiem do lasku. Poszliśmy nad jezioro. Tak, niestety nie znacie Rayan'a tak jak ja i mogłam przewidzieć, że wskoczy ze mną do wody. Cała przemoczona usiadłam na kamieniu, drżąc z zimna chociaż było lato, ale wieczór. Rayan dał mi swoją bluzę, którą zostawił na drzewie, przed wrzuceniem mnie do wody. Przytuliliśmy się i w jego ramionach spędziłam bardzo długo, bo w końcu zasnęłam. Obudziłam się gdy Ray, kładł mnie na jego łóżku, w nie moim, a swoim pokoju. Zdziwiłam się, ale nic nie powiedziałam, bo byłam strasznie zmęczona. Usnęłam... Otworzyłam oczy około 8. Dzisiaj zawody! Ale się cieszę! Odwróciłam głowę w lewą stronę i zobaczyłam radosną twarz mojego chłopaka. 
- Cześć. - powiedziałam.
- Witaj. - przetarł oczy i rozciągnął się. 
- Która godzina? - zapytałam.
- 7. - ziewnął. Zerwałam się z łóżka.


--------------------
Proszę rozdział, nie bd się rozpisywać bo po co? xd












wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 2

- Jakie? - zapytałam i spojrzałam na niego.
- Pójdziesz ze mną dzisiaj na kolację? - uśmiechnął się szeroko.
- Pewnie. - odwzajemniłam gest ukazując moje białe zęby. To co że znam go zaledwie od tygodnia, no dobra nie przesadzajmy, od dwóch. Dałam mu całuska w policzek i przeszłam do mojego Smoczusia.
- Kotek, pojutrze zawody. - poklepałam go delikatnie po szyi, a ten parsknął wesoło i lekko podskoczył. Przewróciłam oczami i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i przebrałam się w ubrania na jazdę. Zeszłam, zjadłam dwie kanapki z serem i zapukałam do pokoju pani Victorii.
- Dzień dobry, ja mam pytanie. - powiedziałam zamykając po sobie drzwi. - Czy mogę dzisiaj zająć ujeżdżalnie na dwie godzinki? Od teraz do 16.
- Pewnie, Jemma poćwicz do zawodów. - uśmiechnęła się, ale po oczach było widać że jest chora.
- Dziękuję. - przytuliłam ją mocno i wyszłam po cichu. Poszłam do Dragona i założyłam mu kantar, oraz przypięłam uwiąz (TAKIE). Przywiązałam go przed stajnią oraz wyczyściłam do błysku. "Ubrałam" mu komplet i osiodłałam resztę. Na ujeżdżalni było kilka przeszkód. Jeszcze po zawodach w naszej stadninie. Wsiadłam raz dwa i przejechałam kilka kółek stępem, robiąc różne figury ujeżdżeniowe.

~30 minut potem~

Myślę, że już jest czas na mały galopik, fajnie by było gdyby mały. Jednak tak się nie stało. Dragon poniósł mnie i zrobiłam kilka kółek galopu. Tak, jak przewidywałam stanął dęba i strzelił dwa barany, później znów mnie poniósł i tym razem gwałtownie się zatrzymał. Przeleciałam przez szyję i prawie zostałam staranowana.
- Dragon! - zawołałam trzymając za wodzę. Lekko szarpnęłam i się trochę ogarnął. Plecy strasznie mnie bolały. Westchnęłam i z powrotem wsiadłam. Byłam strasznie okurzona. Znów zagalopowałam, ale tym razem mnie nie poniósł, ładnie się zebrał, a ja go poklepywałam. Jako "widownia" usiedli Rayan, Layla i Luke. Płynnie i bez zrzutki jak zwykle przeszłam parkur, lecz gdy chciałam przejść do kłusa i przejść drążki, to za cwałował mi i potknął o drągi. Spadłam drugi raz, ale tym razem koń też się przewrócił.
- Kurde, Dragon co z tobą!? - zdenerwowałam się i obydwoje wstaliśmy. Wsiadłam jeszcze raz, przeszłam drążki stępem i kłusem. Odetchnęłam z ulgą i rozstępowałam go. Słyszałam jakieś rozmowy na mój temat, ale nie zwracałam na to uwagę. Późnej puściłam go na padok i odniosłam sprzęty. Usiadłam na trawie, obok Smoczusia i napiłam się wody. Przyglądałam mu się chwilę i poszłam do stajni.
- Zostaw mnie! - wykrzyczał ktoś.
- Weź się ogarnij dziewczyno, jesteśmy razem kilka miesięcy, a ty już odpalasz! - usłyszałam inny głos, męski. - Wiesz co? Koniec, nie chcę już spełniać twoich zachcianek więc pa!
- Henry... - i wybiegł ze stajni. Zdziwiona, minęłam go i weszłam do budynku. W boksie Malagi siedziała Layla.
- Ej, czemu płaczesz? - pomogłam jej wstać i przytuliłam mocno dziewczynę.
- E tam. Nie ważne. - uśmiechnęła się szczerze. - Skończyłaś trening?
- Tak, a co? - zapytałam odwzajemniając gest.
- Pójdziesz dzisiaj ze mną na zakupy wieczorem?
- Przepraszam kochana, ale umówiłam się z Rayan'em. - pogłaskałam ją po ramieniu.
- Uuu! - zawołała. - To dlatego tak na ciebie patrzał na jeździe i mówił jaka ty piękna i w ogóle.
- What!? - zdziwiłam się i poszłam po Dragona. - My jesteśmy przyjaciółmi tylko.
Zawstydzona i zarumieniona poszłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko i uśmiechnęłam się po nosem.

~Kilka godzina potem, wieczór~

Ubrałam "coś" na tą kolację. Zeszłam przed budynek i wsiadłam do auta z Rayan'em.
- Pięknie wyglądasz. - uśmiechnął się.
- Dzięki. - odwzajemniłam gest i zapięłam pas. Pojechaliśmy do bardzo ładnej restauracji. Usiedliśmy przy stoliku dla dwóch osób, a kelner podał nam karty, szeroko się do mnie uśmiechając. Wybrałam sałatkę i do picia zwykłą wodę mineralną, a Rayan naleśniki i również wodę. Przynieśli jedzenie, a zjedliśmy je bardzo szybko. Wypiliśmy napoje i zamówiliśmy desery. (Takie) Ja oczywiście musiałam wziąć z truskawkami, bo bez tego by się nie obeszło. Minęła godzina, dwie, a my ciągle rozmawialiśmy.
- Pójdziemy na spacer? - zaproponował Ray.
- Pewnie. - wstałam i podeszłam do kasy.
- Ja płacę. - uśmiechnął się i podał pieniądze. - Reszta dla pana. - wziął mnie pod rękę i zaprowadził do parku. Stanął n przeciwko mnie wpatrując się w moje brązowe oczy. Ja opuściłam wzrok, patrząc na nasze nogi. Ale ja jestem chuda. - pomyślałam i podniosłam głowę.
- Jesteś piękna. - moją odpowiedzią był szczery uśmiech. Jego twarz zbliżała się coraz bardziej, moje serce zaczęło wali jak szalone. Złożył na moich ustach namiętny i długi pocałunek. Odwzajemniłam go otaczając moimi rękoma jego szyję.

-------------------------------
To 2 rozdział, jak wrażenia? Oni będą razem? Może ktoś przeszkodzi? ;)




sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 1

Obudziłam się pięknego, słonecznego dnia. Wstałam, przeciągnęłam się i ubrałam. Wyszłam z pokoju (mieszkaliśmy w dworku na terenie stadniny). Rozejrzałam się dookoła i pobiegłam do stajni. Ostatni boks po lewej, mój Dragon.
- Cześć smoku. - ucałowałam go, na co zaparskał wesoło. Zaśmiałam się i zajrzałam do Malagi. Stała przy niej Layla. Weszłam tam i przytuliłam przyjaciółkę.
- Hej, Jemma. - przywitała się ze mną i odwzajemniła uścisk. Pomogłam jej ją wyczyścić do błysku i wyszłyśmy z budynku.
- Jedziemy dzisiaj w teren? - zaproponowała dziewczyna.
- Pewnie! - zawołałam. - Ale muszę potrenować do zawodów, w tym problem...
- To może jutro? Spacer w lesie i skoczymy se do miasteczka. - mrugnęła jednym okiem.
- Okej, jesteśmy umówione. - uśmiechnęłam się szeroko. Pokiwała głową i razem poszłyśmy do siodlarni.
- Czekaj! - krzyknęła Layla, na co się wzdrygnęłam. - Może zapytamy Pani Victorii, o której będzie jazda dla tych wiesz. Nie nas, tylko tych co tu przyjeżdżają?
- Dobra, chodź. - wzięłam ja za rękę i poszłyśmy do pokoju instruktorki.
- Dzień dobry. - powiedziałam wchodząc do środka. - Kiedy będzie ta jazda, na którą przyjeżdżają dzieciaki?
- Około 13, więc za godzinkę. Zjedzcie coś i proszę poprowadzicie ją? - zapytała, a po oczach było widać, że się źle czuje.
- Pewnie. - odpowiedziałyśmy w tym samym czasie i wyszłyśmy. - Jest źle.
- No, może niech Pani Victoria zrobi sobie wolne na dłużej. - pokiwałyśmy głowami i zjadłyśmy po kanapce. - Boże, wszyscy śpią. Jemma może ich obudzimy?
- Oj zostaw ich. - zaśmiałam się cicho. - Chodź, bo już pierwsi przyjechali. - Wyszłyśmy na zewnątrz z uśmiechami. Stały tam dwie dziewczyny i chłopak. Mieli chyba po 14-13 lat.
- Ktoś jeszcze przyjeżdża? - szepnęłam Layli na ucho.
- Nie, bo już 12:30. - odpowiedziała i przyśpieszyłyśmy kroku.
- Cześć, jestem Jemma. - przywitałam się. - To jest Layla, poprowadzimy wam dzisiaj jazdę.
- Ja jestem Jacob, to Sara, a blondynka to Klara. - spojrzał mi w oczy. - Fajnie, że taka piękna dziewczyna będzie mi jazdę prowadzić.
- Okej... - spojrzałam pytająco na moją przyjaciółkę. - Klara bierz Begonie, Sara Momo, a ty Jacobie... Weź Szczęściarza.
- A tak w ogóle to jeździcie już sami? - upewniła się Layla.
- No pewnie. - pokiwali głowami. - Nawet mamy początki galopów.
- Dobra, szybko siodłamy i ruszamy na jazdę. - rzuciłam. Wszyscy byli gotowi oprócz Szczęściarza.
- JACOB! - krzyknęłam gdy zobaczyłam wyczyszczonego konia, ale bez sprzętu.
- Jemma, które siodło na niego? - zapytał jakby nigdy nic. Przewróciłam oczami.
- Chodź. - złapałam go za rękaw od bluzki i pobiegliśmy do siodlarni. Wzięłam brązowe siodło i takiego samego koloru ogłowie. Poczułam czyjś dłoń na mojej tali.
- Bierz łapy. - powiedziałam. Bez wahania położył je niżej. Nie zwracając na to uwagi poszłam i oporządziłam mu wałacha. Na hali wsiedli na konie i rozstępowali je.
- Pięta w dół. - powtórzyłam piąty raz w stronę Klary i Sary. - Nie jeździjcie sobie na ogonach róbcie wolty.
- Wypychaj konia, bo ci uśnie Jacob. - skierowała się Layla do chłopaka. Po dziesięciu minutach  zakłusowali. Radzili sobie lepiej niż w stępie, ciekawe jak będzie galop.
- Dobra, galopem marsz. - powiedziałam w połowie lekcji. Super, nie latali aż tak w siodłach, pięta w dół. Ne szarpali koni. - Pięknie! - Pod koniec rozstępowali koniki i do domu. Zostali chwilkę i dziewczyny wzięły Letisia i Rose na spacerek. Uśmiechnęłam się i usiadłam na ławkę obok stajni.
- Ładnie wyglądasz. - Jacob przyszedł i objął mnie.
- Jak jeszcze raz mnie dotkniesz to...
- Dostaniesz. - dokończył za mnie Rayan. Uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam gest i poszłam stamtąd. Popychali się troszkę, ale zaraz przestali i 18-latek skierował się w mojej stronie.
- Ej Jem, mam pytanko. - poprawił swoją "grzywkę" i podszedł bliżej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemka! Pierwszy rozdział. Gówno mnie czy będziecie czytać czy nie,a le jak tu byliście to zostawce ślad :*
Paa <3
PS. Piękne pierwsze wrażenie :P